2,5 roku więzienia dla Białorusina, który w obronie siebie i konkubiny, doprowadził do śmierci napastnika
Apelację złożył obrońca. Argumentował, że sąd okręgowy błędnie przyjął, że oskarżony nie działał pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami zamachu, co byłoby okolicznością wyłączającą karanie. Sąd Apelacyjny w Białymstoku skargę adwokata uznał jednak za całkowicie bezzasadną, a karę 2,5 roku - za sprawiedliwą.
Zdarzenie miało miejsce w marcu ub. roku w miejscowości Olędzkie (podlaska gmina Brańsk). Tam w hostelu mieszkali cudzoziemcy pracujący w jednej z brańskich firm. Podłożem konfliktu była głośna impreza, którą miała grupa pracowników, a co przeszkadzało innym. Obecny oskarżony postanowił zgłosić incydent administracji obiektu. Doszło najpierw do wymiany zdań z Ukraińcem, który również mieszkał w tym obiekcie i był organizatorem głośnej biesiady; potem zaatakował on 31-letniego Białorusina i jego konkubinę, niezadowolony z tego, że poinformowali administrację o głośnej zabawie.
37-latek uderzył Białorusina głową w twarz, zamachnął się też, by uderzyć kobietę. Doszło do szarpaniny, która zakończyła się na ziemi. Tam Białorusin zastosował chwyt duszący za szyję i przytrzymał w tej pozycji swego napastnika. Utrzymywał ten chwyt jeszcze po tym, gdy Ukrainiec przestał być agresywny; według prokuratury, Białorusin zwolnił uścisk dopiero po interwencji świadków.
Śledczy zarzucili mu, że - przewidując, że może spowodować tzw. ciężki uszczerbek na zdrowiu - zbyt długo utrzymując ten chwyt, w konsekwencji doprowadził do śmierci napastnika. Kilka miesięcy temu Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał oskarżonego na 2,5 roku więzienia; uznał, że kwalifikacja prawna była prawidłowa, ale doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej do odparcia bezpośredniego i bezprawnego zamachu na zdrowie Białorusina i jego konkubiny.
Sąd apelacyjny przyznał, że sprawa była trudna i złożona ale za bezdyskusyjne uznał, iż doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej, a sprawca nie działał pod wpływem silnego wzburzenia. "Postępowanie było bardzo skrupulatne i staranne, wyrok pierwszej instancji - przemyślany i mądry" - mówił w ustnym uzasadnieniu sędzia Jerzy Szczurewski.
Sąd odwoławczy zwracał uwagę, że zdarzenie miało dwie fazy. W pierwszej późniejsza ofiara zaatakowała słownie partnerkę oskarżonego, a sytuacja - za sprawą innych osób - zakończyła się polubownie. Ale jakiś czas potem Białorusin wraz z kobietą znowu wyszedł z hostelu, w którym mieszkał. Wtedy nastąpiła - jak to ujął sąd - "faza starcia", w czasie której doszło do ataku i obrony.
Sędzia Szczurewski wyjaśniał, że biorąc pod uwagę taki przebieg zdarzeń, nie ma mowy o działaniu w sytuacji silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami. "Wychodząc z hostelu oskarżony musiał być przygotowany na agresję pokrzywdzonego" - mówił sędzia; wyjaśniał, że nie można tu mówić o tym, że była to sytuacja nagła, nieoczekiwana z punktu widzenia osoby atakowanej.
Doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej - argumentował sędzia Szczurewski. Jak mówił, "upór w duszeniu", mimo krzyków osób, które tam były i widziały, że twarz napastnika jest już sina oraz kilkusekundowe opóźnienie rozluźnienia uścisku, zdecydowały o skutku śmiertelnym. "Od momentu, gdy pokrzywdzony zwiotczał, a uścisk duszenia był kontynuowany, następuje ewidentne przekroczenie granic obrony koniecznej" - dodał. (PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ mark/